03 maja 2018

W czasie, gdy wszyscy udają się w dalekie wojaże postanowiłem pojechać bliżej i spenetrować region niby dobrze znany, ale bardziej z opowiadań niż widziany na własne oczy - Kaszuby. Punkt wypadowy niedaleko Kartuz, w Kiełpinie. Nie wiem, ilu dostrzeże, że na cmentarzu jako jeden z nielicznych starszych grobów jest także "typowy pomorski", czyli miejscowy proboszcz, podczas I wojny światowej oficer niemiecki, jesienią 1939 roku brutalnie zamordowany przez Niemców. Pierwsze wrażenie turystyczne odpowiednie do Szwajcarii Kaszubskiej: woda, lasy, wzgórza, mgły, słońce.

 

 

.

 

Kolejne wrażenia w niczym pierwszemu nie ustępowały

 

Ciekawość budziła pewna, powiedzmy, niespójność świątecznego udekorowania ulic i domów, bo Kaszuby odwiedziłem w pierwszych dniach maja, czyli 1 Maja, Dzień Flagi i 3 Maja. W tych dniach flagi zdobią zarówno ulice jak i prywatne domy. Ale okazało się, że możliwości jest kilka, gdyż flag jest kilka i kilka możliwości ich łączenia, a wydaje się, że dobór nie jest przypadkowy, chociaż dokładniejszą relację między flagami, sympatiami mieszkańców oraz składem politycznym lokalnych władz powinien lepiej wyjaśnić ktoś lepiej realia kaszubskie znający.

 

Wersja najprostsza, to flaga polska:                  Wersja bardziej skomplikowana polsko-kaszubska

Wersji najbardziej skomplikowanej zapomniałem sfotografować, a składa się ona z flag trzech, czyli dochodzi flaga Unii Europejskiej. Samej flagi kaszubskiej nie widziałem.

 

Kreowany obraz historii Kaszub próbowałem sobie odtworzyć na podstawie trzech bardzo różnych miejsc: Muzeum Kaszubskie im. Franciszka Tredera w Kartuzach, Muzeum - Kaszubski Park Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzach Kiszewskich i Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku. Starałem się przy tym oglądać zarówno ekspozycję, jak i obserwować zwiedzających.

 

Najsłabszym punktem okazało się Muzeum Kaszubskie, mające ekspozycję pokazującą tradycyjne zajęcia kaszubskie, sztukę ludową i trochę życia codziennego. Oceny tej nie zmieniają zbiory ładnej ceramiki

a ponadto znalazłem obraz, identyczny, może minimalnie odmienne kolory, jak wiszący w gnieźnieńskim mieszkaniu mojej babci. Rama też taka sama. Być może z tej samej fabryczki.

Niestety nie dało się obserwować zwiedzających, bo poza mną nikogo w muzeum nie było. Rzecz jasna trudno na podstawie jednej wizyty o pewniej podbudowane wnioski, ale powstaje wrażenie, jakby ta forma ekspozycji była dla zwiedzających najmniej atrakcyjna, szczególnie, że w dwóch innych miejscach, o których mowa, były tłumy zwiedzających. W Muzeum Kaszubskim cisza i spokój. Być może w dni robocze są wycieczki szkolne? Historyk, ze swoim specyficznym, by nie powiedzieć skrzywionym, postrzeganiem świata, rzeczy ciekawe tam dla siebie znajdzie. Czy inni też mam wątpliwości.

 

Zasadnicze dwa obraz historii Kaszub znajdują odzwierciedlenie w dwóch pozostałych miejscach, we Wdzydzach Kiszewskich i Szymbarku.

Muzeum we Wdzydzach jest niewątpliwie poważniejszym projektem. "Początki Muzeum we Wdzydzach Kiszewskich sięgają 1906 r. Jego twórcy Teodora i Izydor Gulgowscy byli założycielami, wówczas pierwszego na ziemiach polskich, muzeum na wolnym powietrzu. Urządzili je w XVIII – wiecznej gburskiej chałupie, którą odkupili od miejscowego gospodarza - Michała Hinca. Tam zgromadzili, typowe dla tego czasu, sprzęty domowe i gospodarskie oraz cenną kolekcję złotem haftowanych czepców, obrazów malowanych na szkle i ceramiki.Naukowa działalność i społeczne pasje Założycieli Muzeum spowodowały także rozwój miejscowego rękodzieła i odkryły piękno kaszubskiej sztuki ludowej, które tkwi w misternych korzennych plecionkach i wielobarwnych wdzydzkich haftach."

W tym opisie ze strony skansenu widać, na czym skoncentrowana jest ekspozycja, pokazująca pieczołowicie kaszubską kulturę i tradycję.

Nie oznacza to, że skansen zamknięty jest w swojej kaszubskości. Po życzliwej podpowiedzi, kupiłem sobie kończąc zwiedzanie, książkę Róży Ostrowskiej, urodzonej w Wilnie, którą losy przyniosły do Wdzydz. Ale ten obraz historii przede wszystkim odnosi się do kaszubskości. Mając atut w postaci pięknego położenia, rozrzucenia po dużym leśnym obszarze, skansen przyciąga liczne rzesze zwiedzających. Ponadto organizowane są liczne wydarzenia (ja zahaczyłem, ale spóźniłem się, o związane z czarownicą), aby być atrakcyjnym, dotrzeć także do młodszych. Wydano też kilka książek.

 

Centrum w Szymbarku wydaje się nie pasować do jakiejkolwiek dyskusji o historii i tożsamości, bo wybrało odmienny model bycia atrakcyjnym. Model nasuwający początkowo przypuszczenie, że to jakaś polska odmiana Disneylandu, taki polski Sybirland. Miejsce ma być atrakcyjne, więc są zjeżdżalnie dla dzieci, szeroko reklamowany dom stojący na dachu - chodzenie w którym sprawia spore trudności naszym błędnikom, śmieszne kury - a obok nich w klatkach żywe zwierzęta, czy też wreszcie rozstawione dość często automaty nawołujące do zrobienia sobie za niewielką opłatą zdjęć.

W tym komercyjno-disneylandowym opakowaniu zawarty jest jednak przekaz obrazu historii dość odmienny od skansenu we Wdzydzach Kiszewskich, obraz w którym kaszubskość stanowi silnie eksponowany i dowartościowany element, ale znacznie bardziej sprzężona jest z historią Polski i w tym kontekście z historią II wojny światowej (Gryf Pomorski). Czy odmienny obraz historii Kaszub stworzony został celowo ma tutaj trzeciorzędne znaczenie. Mamy dwa nakładające się wątki: Polacy na Wschodzie i ich prześladowania przez władze sowiecki oraz Kaszubi i ich walka.  Stutthof i Dom Sybiraka, pamięć o Syberii i trwanie Kaszubów, upamiętnienie ofiar członków Gryfa Pomorskiego oraz sowieckich deportacji na Wschód (dodajmy, że na tablicy umieszczone są dawno zakwestionowane i odrzucone jako zawyżone liczby deportowanych) i Katynia.

 

 

Szymbark jest nadanej mu formie niewątpliwie atrakcyjny dla zwiedzających, co widać po liczbie odwiedzających, porównywalnej ze skansenem we Wdzydzach.

 

 

Kaszubska tożsamość w oczach laika