01 marca 2018

„Zbity i skopany zacząłem zbierać myśli. Mieszkanie wyglądało jak po pogromie. Stratami materialnymi i tym, że pozostała mi tylko jedna koszula i jedna para skarpetek, jakie miałem na sobie - nie przejmowałem się wcale. Bolało mnie co innego, mianowicie fakt kopania mnie i bicia z zarzutami najzupełniej bezpodstawnymi. Bo przecież w 1939 roku dałem całego siebie przy organizowaniu opieki i leczeniu rannych żołnierzy, a obecnie - jeszcze do dziś, od chwili rozbrojenia, czyli od 30 lipca, trzymam u siebie kilku zupełnie zdrowych żołnierzy wołyniaków z kompanii "Białego", którzy nie chcą nigdzie pracować, łażą po mieście, pijani robią awantury.

Ale teraz powszechnie utarło się, że przy napadach bandyci wysuwają jakieś pobudki patriotyczne dla usprawiedliwienia rabunku. Mieliśmy przy tym przed oczyma smutny obraz strasznej demoralizacji w szeregach byłych żołnierzy dywersji. Nigdy nie przypuszczałem, że którykolwiek z żołnierzy OP 9 będzie mógł dokonać napadu bandyckiego na mnie, gdyż zanadto byłem znany i za blisko współżyłem
z ludźmi "z lasu".

Tak się jednak ułożyły warunki. Do berlingowskiego wojska chłopcom naszym iść nie pozwolono, nie zaopiekowano się nimi tak, jak należało, puszczono samopas, żołd wypłacano w wysokości niewystarczającej, by się utrzymać, zwłaszcza dla tych, którzy lubią i wypić, i zabawić się. Przy słabszych więc podstawach moralnych, odzwyczajeni od zwykłej pracy, zaprawieni w różnych gwałtach, niektórzy łatwo zaczęli pozbywać się skrupułów i stali się faktycznie bandytami. Dlatego podobne napady rabunkowe, dokonywane przez byłych żołnierzy dywersji, w ostatnich czasach są zjawiskiem niemal codziennym. l, niestety, będą zapewne jeszcze częstsze.

 

Walka z bandytyzmem jest ogromnie trudna. Obecne władze państwowe są bezsilne. Niestety, nie widzę, aby i dowództwo podziemne starało się tępić tę straszną plagę. Mam nawet wrażenie – zresztą całkiem uzasadnione, że na tego rodzaju patrzy dziwnie pobłażliwie, najwyraźniej przez palce.

 

Całodzienne obcowanie z inspektorem, komendantem obwodu i oficerami sztabu nasuwało mi pewne refleksje. Zauważyłem, że kilkuletnia konspiracja i specjalne warunki pracy wycisnęły na tych ludziach swoiste piętno. Przeważnie żyją w stosunkowo ciasnym świecie, widzą tylko walkę podziemną, oderwani są od nurtu normalnego życia społecznego, w większości zarozumiali, bardzo pewni siebie, niektórych opanowała wyraźnie mania wielkości. Jedynie siebie uważają za posłanników ideowych. Gotowi pomiatać i pogardzać każdym, kto nie bierze udziału w ruchu konspiracyjnym,

Są to swego rodzaju fanatycy, apodyktyczni w sądach, nawykli do rozstrzygania wielu spraw za pomocą siły, o przytępionej wrażliwości na dokonywane z ich rozkazu akty gwałtu i bezprawia, jak na przykład rozmaite ekspropriacje, likwidowanie szkodliwych ludzi na mocy własnej decyzji. Lecz równocześnie są pełni poświęcenia. stale narażeni na wielkie niebezpieczeństwo, ścigani i prześladowani, nie mają od wielu lat własnego kąta, pędzą tułacze życie, często brudni i zawszeni. Przed sobą mają jeden jedyny cel i dążą do niego z fanatyczną wiarą w zwycięstwo.

Wiele rzeczy razi mnie w nich i irytuje, lecz pomimo to obecnie najlepiej się czuję w środowisku tych szalonych dywersantów, ludzi "z lasu".

 

Na dzisiaj do Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych trochę Klukowskiego: