Trwa dyskusja nad projektem Stowarzyszenia Interesu Społecznego „Wieczyste”. W uzasadnieniu autorzy petycji napisali, że „pełnienie funkcji publicznej, gdy równocześnie osoba posiada inne aniżeli polskie obywatelstwo rodzi poważne wątpliwości co do wydanych decyzji i rozstrzygnięć podejmowanych przez ww. osoby – w zakresie w jakim podejmowane są w polskim (a nie obcym interesie)”. Nowa regulacja ma zapewnić według jej autorów, „że rozstrzygnięcia podejmowane przez osoby pełniące funkcje publiczne podejmowane będą w polskim, a nie w obcym interesie”.
Zgodnie z projektem pełnić mogłyby funkcję publiczną jedynie osoby mające wyłącznie obywatelstwo polskie, a wykluczone byłyby te mające dwa lub więcej obywatelstw. Projekt nie został odrzucony, chociaż odrzucono jak zbyt daleko idącą propozycję, aby osoba funkcję taką pełniąca a mająca więcej obywatelstw pozbawiana była w ramach sankcji obywatelstwa polskiego. Pomysł zresztą trochę nieświeżo pachnący polityką władz komunistycznych PRL-u, szczególnie tego wczesnego Wątpliwości wzbudziła także definicja „funkcji publicznej”, czy nie należy jej zawęzić, aby dotyczyła tylko najwyższych stanowisk. Komisja Praw Człowieka, Praworządności i Petycji Senatu RP nie odrzuciła projektu. Wystąpiła też do MSW z prośbą o podanie informacji, ilu posłów, senatorów i ministrów posiada podwójne obywatelstwo.
Największą ciekawość dziennikarzy wzbudziła Anna Maria Anders i Jacek Rostowski. Można też kpić, że nikt w Polsce nie będzie mógł pełnić funkcji publicznej, skoro zgodnie z art. 20 Traktatu o UE (https://europa.eu/european-union/sites/europaeu/files/eu_citizenship/consolidated-treaties_pl.pdf#page=57):
„ 1. Ustanawia się obywatelstwo Unii. Obywatelem Unii jest każda osoba mająca obywatelstwo Państwa Członkowskiego. Obywatelstwo Unii ma charakter dodatkowy w stosunku do obywatelstwa krajowego, nie zastępując go jednak.
2. Obywatele Unii korzystają z praw i podlegają obowiązkom przewidzianym w Traktatach.(…)”
Jednak działanie tej zmiany może być poważniejsze, szczególnie dotycząc polityki wobec mniejszości narodowych i tam niosąc w sobie największe niebezpieczeństwa, gdyż generując problemy podobne do tych znanych z komunistycznej Polski. Głównym bowiem wówczas problemem było zepchnięcie mniejszości do roli przedmiotowej, co najskuteczniej blokowało identyfikowanie się dużej ich części z państwem i społeczeństwem polskim. Członkowie tych mniejszości wiedzieli przecież, że pewne stanowiska są dla nich z zasady (niepisanej, ale skutecznej) niedostępne. Sądzę, że główną myślą przewodnią polityki mniejszościowej po 1989 roku było dążenie (nie zawsze łatwe, by wspomnieć sporadyczne, skrajnie durne wybryki zdejmowania polskich symboli państwowych) do dania mniejszościom przekonania, że to ich państwo, o którym mogą współdecydować. Zajmując stanowiska samorządowe różnego szczebla, czy będąc wybieranym do parlamentu.
O co więc chodzi teraz w takich propozycjach, poważnie przez Senat rozpatrywanych? Żeby znowu dać mniejszościom narodowym (oczywiście dotyczy to ich w różnym stopniu, bo różna jest skala podwójnego obywatelstwa w nich) przekonanie, że Polska to nie ich problem? Że są tu tylko gośćmi, których się łaskawie toleruje? Czy komuś marzą się znane mi z lat osiemdziesiątych XX wieku wioski białoruskie, w których sołtys musiał być Polakiem, żeby pilnować reszty (dzięki czemu niektórzy z nich, pewni swej ważnej roli, pędzili naprawdę fantastyczny bimber, ale to na marginesie)?