Jutrzejsza konferencja w Szczecinie o pomnikach II wojny światowej w Europie Środkowo-Wschodniej przypomniała mi kijowskie pomniki, nie wszystkie związane z II wojną. Nie chodzi tu o pomniki bezpośrednio związane z państwem ukraińskim, bo one nie są problemem. Interesowały mnie raczej takie pomniki, które wiązały się z historią wcześniejszą i wymagały dopiero włączenia ich w ukraińską narrację. Nie potrafię zresztą odpowiedzieć na pytanie, czy i w jakim stopniu takie włączenie się udało, mogłem jedynie dostrzec "problem", a było to w roku 2015.
Na przykład problem pomnika żołnierzy ukraińskich albo z Ukrainy (nie jestem pewien jak rozumieć sformułowanie "mężnym synom Ukrainy") poległym podczas sowieckiej interwencji w Afganistanie. Nie była to wojna ukraińska, a napis jest dość enigmatyczny. Polegli, ale za co i po co? Mężni w walce o co? Napis jest tak ogólnikowy, że umożliwia chyba dość bezkonfliktowe funkcjonowanie pomnika w ukraińskiej pamięci historycznej i równocześnie zadośćuczynienie ich rodzinom.
Trudniej z Pomnikiem Matki Ojczyzny i mauzoleum, sowieckim pomnikiem zbudowanym w latach 70. XX wieku. Pomnikiem ciągle górującym nad miastem, bo dyskusje o wyburzeniu już chyba ucichły. Stoi więc Narodowy Pomnik Ukrainy i Drugiej Światowej Wojny, tak nazwany, chociaż zbudowany dla upamiętnienia ponadnarodowego narodu sowieckiego.
Włączeniu mauzoleum do ukraińskiej narracji historycznej służyć miało umieszczenie w holu wejściowym dużej ekspozycji poświęconej walkom ukraińsko-rosyjskim w okręgu donieckim i ługańskim.
Czy da się jednak w ten sposób udomowić i unarodowić sowiecką symbolikę? Chociaż zapewne postacie upamiętniające czerwonoarmistów i "ludzi sowieckich" zapewne za kolejne 20 lat będą kojarzone z Ukraińcami. A patrząc na stan wiedzy historycznej wielu polskich młodych ludzi przypuszczam, że młodzież ukraińska będzie wtedy (za 20 lat) myślała, że podczas II wojny światowej armia ukraińska miała takie mundury.